Milczenie jest grzechem

Teresa z Polski i Oriana z Włoch. Dwie kobiety, które nigdy się nie spotkały, choć był czas, że dzieliło je od siebie ok. 15 kilometrów. Jednak wielokrotnie podążały tą samą drogą. Obie wiedziały, że są sytuacje, kiedy milczenie jest grzechem. Bez wahania zabierały głos w sprawach, które wymagały reakcji. Ostrzegały przed powtarzalnością historii i tropiły nienawiść ukrytą w słowach. Demaskując hipokryzję, ocalały sens rozmowy.

Na górze – łagodne oczy i twarz, w której jest spokój. Poniżej – przenikliwe, zdystansowane spojrzenie i emocje schowane za maską, przez którą trudno się przebić. Tak czytam okładkę „Podwójnego życia reporterki” Remika Grzeli. Kiedy patrzę na włoską dziennikarkę z papierosem w dłoni, mam wrażenie, że nosi niewidzialną zbroję. I faktycznie ma w sobie coś z żołnierza. Nietypowego, bo nie uznaje posłuszeństwa czy podporządkowania się. Słucha siebie, to na wywiad idzie jak na wojnę. Zdeterminowana, by zmusić rozmówcę do kapitulacji, a czytelnika obudzić z komfortu samozadowolenia. Pokazuje, że bezpieczeństwo bywa pozorne, wybija z marazmu. Wyjeżdża w miejsca konfliktów zbrojnych, w kamizelce kuloodpornej biega z aparatem w dłoni. Poprzez śmierć opowiada o życiu. Dokumentuje historię, która pokazuje, że człowiek to taki dziwny twór, w którym szlachetność miesza się z bestialstwem. Na liście jej rozmówców znaleźli się m.in. Henry Kissinger, Chomeini, Ariel Szaron, pułkownik  Muammar al-Kadafi, Jasir Arafat, Lech Wałęsa, Alexandros Panagoulis, czy Golda Meir.

W archiwum Edoardo Perazziego, siostrzeńca Oriany, można znaleźć zdjęcie, na którym włoska dziennikarka patrzy na swoje odbicie w lustrze. To autoportret dorosłej kobiety, ale Remik pokazuje też małą Orianę, której matka starała się nie dopuścić do jej narodzin. Może od tego momentu jej życie staje się walką. Nie ma w sobie zacięcia dyplomatycznego, otwarcie mówi o tym, co myśli. Nie wierzy w obiektywizm, jak pisze: „Żyć oznacza dla mnie tyle, co uczestniczyć. Ten, kto uczestniczy, dokonuje wyboru.”

Jadłyśmy chleb i książki

Dorasta w latach. 30, kiedy we Włoszech dominuje oficjalna prasa faszystowska. Szybko orientuje się, że funkcjonuje w świecie dwóch narracji – co innego słyszy w szkole i w mediach, co innego w domu. Szybko oznajmia ojcu, że chce pracować w gazecie, która będzie mówić prawdę. Razem z  siostrami wychowuje się w domu, w którym ceni się słowo. Jak wspomina: „jadłyśmy chleb i książki”. Przygodę z dziennikarstwem zaczyna od pisania tekstów do rubryki kryminalnej, dużo później  zwiąże się z „Corriere della Sera”. Potem zaszywa się w domu w Nowym Jorku. Kilkuletnie milczenie przerywa po zamachu na World Trade Center. Remik Grzela  spotyka się z Feruccio de Bortolim, naczelnym włoskiego dziennika, który odsłania kulisy powstawania słynnego tekstu „Wściekłość i duma”.

Autor „Podwójnego życia reporterki” składa portret  Fallaci z relacji jej przyjaciół, współpracowników, rodziny. Tych, którzy znali ją przez lata, a także tych, których drogi połączyły się z nią na ostatniej prostej. Pozwala też mówić samej Orianie.  Czytelnik śledzi m.in. fragmenty  „Listu do nienarodzonego dziecka”, „Człowieka”, „Kapelusza całego w czereśniach”,  „Bezużytecznej płci”.

Teresa

fot. archiwum Leszka Sankowskiego

„Podwójne życie reporterki” to podróż w czasie i przestrzeni. Grzela prowadzi nas z rodzinnej Florencji Fallaci do Wołkowyska pod niemiecką okupacją, gdzie na świat przychodzi Teresa Torańska. Jej matka nosi w sobie doświadczenie dwóch wojen, jest zainfekowana strachem. Jednocześnie ma w sobie coś w rodzaju akceptacji, jak pisze Grzela, „wie, że z losem się nie dyskutuje, nie rozpacza”. Ojciec Teresy zostaje aresztowany za sabotaż władzy radzieckiej, przyjeżdża do rodziny w 1948 roku, kiedy Stalin ogłasza amnestię. Wraca, by stać się praktycznie nieobecnym ojcem. Po tym, co przeszedł – jak pisze Teresa Torańska – „był nie do życia”. Jej rodzice rozstają się.

Dorastająca Teresa, podobnie jak Oriana żyje w domu, w którym ceni się kulturę. „Jeżeli mama miała do wyboru – zabrać nas na koncert lub kupić coś lepszego na obiad, wybierała koncert. I tak trzeba” – wspominała po latach. Może to te wizyty spowodowały, że pisała „na słuch”. Słyszała melodię tekstu, godzinami pracowała nad wywiadami. Jej praca przypominała montaż filmowy, przestawianie poszczególnych klocków, aż do momentu, kiedy opowieść zapisana w słowach, będzie mieć odpowiednie tempo i rytm. Historię o człowieku budowała na szczegółach, na które inni często nie zwracali uwagi. O Teresie opowiadają m.in. Maria Zmarz-Koczanowicz  i Mariusz Szczygieł.  Reżyserka wspomina jej przywiązanie do wartości, które określa mianem moralnego fundamentalizmu, z kolei reporter Dużego Formatu porównuje Torańską do ruchliwego psa-yorka. Osobą, która otwiera drzwi do świata dziennikarki, jest jej mąż – Leszek Sankowski. Dzięki niemu możemy zobaczyć imponujące archiwum. Starannie uporządkowane kartony, w których znajdują się taśmy z nagraniami, liczne maszynopisy, odręczne notatki, zaczęte i nieskończone książki. (m.in. tekst o paryskiej Kulturze i Jerzym Giedroyciu, a także szkice książki o generale Jaruzelskim). To codzienność kobiety, która wykonała tytaniczną pracę, znając ciężar odpowiedzialności za słowo. Głos dostają też jej teksty, przede wszystkim wywiady, które dziś analizują studenci wydziałów dziennikarstwa. Grzela przypomina, że książka „Oni”, w której rozmawiała z prominentnymi działaczami partii komunistycznej, została wydana w 13 krajach. Na zdjęciach można zobaczyć Edwarda Ochaba – byłego przewodniczącego Rady Państwa. W dość nietypowej scenerii i ubraniu. Polityk, którego pamiętamy jako urzędnika ubranego w garnitur, podczas rozmowy z Teresą ma na sobie bluzę dresową i czarny berecik. Nagrywają to spotkanie w lesie. Aleksander Jałosiński, który wykonał fotografię, uwiecznił na niej dziennikarkę, która trzyma pod pachą duży magnetofon marki Grundig.

Pragnienie miłości

Oprócz zawodowej twarzy dwóch wybitnych reporterek, dostajemy też wgląd do ich prywatności. W przypadku Oriany Fallaci widzę kobietę, która jest w centrum zdarzeń, otoczona ludźmi, a jednocześnie samotna. Fascynuje mężczyzn, wchodzi z nimi w intymne relacje, a jednocześnie żaden z jej związków nie przetrwa próby czasu. Z tej książki dowiaduję się, że kojarząca się z dumą i siłą włoska dziennikarka ma też w swoim życiorysie epizod stalkerki. Potrafi niemal osaczyć obiekt swoich westchnień. Jak się okazuje każdego – nawet Orianę –  miłośc lub jej iluzja, potrafi skłonić do schowania godności do kieszeni.

Pod koniec życia rozchodzą się jej drogi z siostrą. Umiera w otoczeniu rodziny z wyboru. Wśród tych, z którymi wiążą ją więzy krwi, najbliżej jest siostrzeniec – Edoardo Perazzi, dzisiejszy spadkobierca jej spuścizny.

Oriana Fallaci z młodszą od niej o 35 lata adoptowaną siostrą Elisabettą i siostrzeńcem Edoardem Perazzim. fot. archiwum E. Perazziego

Teresa żyje u boku mężczyzny, który zdaje sobie sprawę z jej wyjątkowości. Osiecka pisała kiedyś, że dom poetki z założenia jest zaburzony, bo nie można pisać wiersza, wstać od stołu i zabrać się za obiad. Chyba podobnie jest z reportażem i wywiadem. Nie można przestać pisać, kiedy myśli przelewają się z palców na klawiaturę komputera. O kulinarnej niemocy Teresy Torańskiej opowiada Leszek Sankowski. W jego tonie – kiedy mówi o żonie – jest bardzo dużo czułości i wdzięczności za to, że mógł być najbliżej tej kobiety. Ich ścieżki zetknęły się już na studiach, ale wtedy – jak w jednym z wierszy Szymborskiej – przypadek nie był jeszcze gotowy, by zamienić się dla nich w los. Związali się po latach, po rozwodzie Sankowskiego.

Teresa Torańska w latach 60. archiwum Leszka Sankowskiego.

Słowa, które ocalają

„Podwójny portret reporterki” pokazuje powtarzalność historii. Opisuje uniwersalne mechanizmy władzy, pokusę bycia ponad prawem. Wskazuje nienawiść, która czai się w języku. Język pogardy czy nacjonalizmu – jaki dziś słychać w mediach – brzmi niepokojąco podobnie do tego z lat 30. w Niemczech, czy 60. w Polsce. Bezkompromisowe podejście Oriany Fallaci do islamu dla wielu może być czymś, z czym się dyskutuje. Aczkolwiek jej teksty sprzed lat brzmią jak czarne proroctwo.

Planowałam napisać krótką recenzję książki, ale nie potrafię, a może nawet nie chcę. Wierzę, że w czasach pop-uwagi, są tacy, którzy chcą dowiedzieć się więcej. Nie chciałabym być w skórze Remika Grzeli przy pisaniu tych dwóch biografii. Wiem, z jakim ogromem materiału musiał się zmierzyć, przygotowując ten tekst. Za nim tysiące przeczytanych stron, godziny rozmów, spotkań, podróży. Szukania formy, równoległości losów. Było warto.

Oriana Fallaci w książce „Człowiek” pisała: „To takie marnotrawstwo, umierać”. Remik Grzela zmierzył się z nieodwracalnością losu. Dzięki tej książce obie panie żyją. Czytelnik poniesie je w sobie. Niezałatwione sprawy, którymi się zajmowały, zostają przypomniane.  A w uszach brzmi zdanie, które zrealizowały: „Życie jest czymś, co trzeba dobrze wypełnić, nie tracąc czasu”.

***

Wyjęłam Erikę – moją zieloną, przyjacielską maszynę i zapisałam słowa wuja Oriany Fallaci. Udzielił jej tych rad, kiedy dała mu do przeczytania rękopis swojej powieści „Penelopa idzie na wojnę”.